Warszawa #1

04:47



Tłumy ludzi, gwar, masa samochodów, wysokie, przeszklone budynki, zapracowani dorośli, przemierzający drogę do domu transportem miejskim. No i turyści. Aparaty, flesze, śmiechy, masa narodowości, prośby o zrobienie zdjęcia, uśmiechy, badające spojrzenia. 

Tak mniej więcej przedstawia się Warszawa z mojego punktu widzenia. Oczywiście, mogłabym opisywać moje doznania jeszcze trochę, ale po co? Sami odwiedźcie to ogromne miasto! Mówię z ręką na sercu - warto. 
Może od początku. 
Spędziłam w stolicy 5 dni. Przybyliśmy w pochmurne, niedzielne popołudnie. Byłam raczej pewna, że jedyne, co tego dnia będzie dane mi zobaczyć, to ogromne mieszkanie cioci i ewentualnie widoki z balkonu na zaciszne osiedle. A tu proszę, niespodzianka. 
Spontanicznie wybrałyśmy się wieczorem do Złotych Tarasów, a po ich zamknięciu spacerowałyśmy wokół Pałacu Kultury, robiłyśmy masę zdjęć i wygłupiałyśmy, bo przecież nikt nas tam nie zna! Ach, no i co z tego? Ludzie i tak robili nam zdjęcia. Przynajmniej wywołałyśmy na czyichś twarzach uśmiech. To się ceni, nie? 



(Stworzenie Adama, wersja "wieśniaczki w wielkim mieście")

Następne było Stare Miasto. Stwierdziłyśmy, że co tam nam - wystroimy się! Śliczne sukienki, dopracowany, delikatny makijaż, eleganckie buty (no, prawie) no i proszę bardzo - mieszkanki Warszawy jak nic! Nikt nie rozpozna, że my ze wsi.
No tak, pomarzyć zawsze można. Nawet nie zdążyłyśmy pokonać schodów prowadzących na starówkę, kiedy to pojedyncze kropelki zaczęły spadać z nieba na nasze dopracowane outfity, a burza dała o sobie się we znaki.
To oczywiście nie zatrzymało nas - zrobiłyśmy to wymarzone zdjęcie z Zigim...no i z ludźmi w kurtkach z parasolkami w tle. 


No dobra, co dalej? A, tak. Odwiedziliśmy jeszcze Zamek widoczny w tle. 



Następnego dnia, wykorzystując fakt, że ciągle lało (grzmiało, sypało gradem i ogólnie - zima idzie), wybrałyśmy się do Arkadii. Kupiłam buty na wesele, wydałam 18zł na kawę w Starbucksie (nie żałuję!) i obeszłam wszystkie księgarnie.
A później, znowu całkowicie spontanicznie wsiadłyśmy w autobus, a później metro i tak oto wylądowałyśmy w tigerze (ale o tym w następnym poście).

Środa upłynęła nam na zwiedzaniu Muzeum Powstania Warszawskiego - najbardziej wyczekiwanego punktu wycieczki przez moją przyjaciółkę. Nie powiem, że było fajnie. Bo nie było. Było interesująco, przygnębiająco i przerażająco. Cieszę się, że tam poszłam i poznałam trochę więcej historii, zobaczyłam niecenzuralne fotografie ujawniające, co działo się z ludźmi podczas II wojny światowej. O tym nie dowiedziałabym się w szkole. Co to, to nie. W każdym razie, wyciągnęłam aparat dopiero po wyjściu stamtąd. 


Później jeszcze chciałyśmy zobaczyć ogrody na dachu, ale rozpętała się burza. Ups.


No i czwartek - piękna pogoda. Wisła w takim czasie wygląda przepięknie. No i tętni życiem. Ostatni raz, gdy tam byłam, pływał tylko prom. Nawet lodów nie serwowali! A teraz? Teraz można tam spędzić cały dzień i nie zazna się nudy. 




Później jeszcze obejrzałyśmy (chyba) Zamek od dupy strony. Mało tego, zostałam zaciągnięta to historycznego tunelu w butach ze zdjęć wyżej. Pokój duszy moich stóp. 



Na końcu odwiedziłyśmy jeszcze fontanny.




A Warszawę pożegnałyśmy ostatnim spacerem po Parku Bródnowskim. 





Na zakończenie - tak, pokazałam twarz, straciłam anonimowość. Nie wstydzę się tego, co robię i nie będę się ukrywała.

Wasza A




You Might Also Like

2 komentarze

  1. Ja tam byłem ze 3 razy w warszawie ale nie widziałem takich niektórych rzeczy jak teraz są, przez te lata się zmieniło trochę. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Warszawa wprawdzie rozbudowuje się co chwilę. Trzeba więc jeździć rok za rokiem, żeby zobaczyć wszystko, co stolica ma nam do zaoferowania. A i tak sądzę, że życia by nie starczyło :-)
      Również pozdrawiam.

      Usuń